poniedziałek, 31 marca 2014

Tatry 1980 cz.2

6.07
Wyruszamy rano do 5-ciu Stawów.
Nieoczekiwanie od stolika podrywa się młoda dziewczyna i pyta, czy może pójść z nami. Na imię ma Basia. Idziemy przez Świstówkę, w połowie drogi zaczyna lekko padać, a potem lać tak, że w schronisku znaleźliśmy się całkiem przemoczeni. Pogoda gra z nami w ciuciubabkę, bo za chwilę pojawia się słońce.
Po zameldowaniu się (czyli wykupieniu miejsca w pokoju 4 –osobowym) i wysuszeniu, Basia wróży mi z kart, potem ja jej (nie mam o tym pojęcia, ale wymyślam niestworzone historie).
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 514 x 700)Basia.jpg

PJ rezygnuje z wróżb – kłóci się to z jego ścisłym racjonalnym światopoglądem.
Jest dosyć wcześnie, więc idziemy na małą wycieczkę pod Zamarłą Turnię. Znów deszcz. Powrót do schroniska – słońce. Rozpogodziło się zupełnie, zjadłem pyszną szarlotkę i byłem na jeszcze jednym wieczornym spacerze z Basią. Nie ukrywam, próbowałem ją oczarować. Miła dziewczyna.
7.07.
Idziemy na Halę Gąsienicowa, a Basia wraca do Moka. Umawiam się z nią niewiążąco za dwa dni w Murowańcu. Krótkie , lecz czułe pożegnanie z B. (pocałowała mnie w USTA!).
Znaleźliśmy się na Hali po południu, przechodząc przez Zawrat i Świnicę przy okazji. Z Janka kolanem niedobrze, jeszcze gorzej z jego samopoczuciem. Postanawia mnie jutro opuścić i wrócić do domu. Nocujemy w zbiorowej sali, z powodu lichej pogody są wolne miejsca.
8.07.
Janek prysnął rano po męskim uścisku dłoni. Zjadłem nieśpiesznie śniadanie i ... też poszedłem do Zakopa. Zrobiłem zakopy, przepraszam zakupy, na najbliższe dni i wpadłem na dworzec. Spędziłem miłą godzinkę z Jankiem i Darkiem (też wyjeżdża) w podstawionym wcześniej pociągu relacji Zakopane – Olsztyn.
Pojechali. Wróciłem więc na Halę, a tu niespodzianka : przy stoliku siedziała, czytając książkę, Basia. Ucieszyłem się. No ma się ten zwierzęcy magnetyzm!
9.07.
Wieje od rana, wieje mocno, ale wiatr jest ciepły, pachnący latem i ziołami. Poszliśmy z Basią na Granaty. Na górze wieje zbyt mocno i choć planowałem przejść do Krzyżnego, to ze względu na Basię, skracam wycieczkę. Schodzimy tym cholernym żółtym szlakiem ze Skrajnego Granatu, są to po prostu niekończące się kamienne schody.
W Murowańcu, zmęczeni, położyliśmy się obok siebie i stało się to, co było nieuniknione. Słyszałem skrępowane pochrząkiwania sąsiadów, gdy... graliśmy w garibaldkę.
A wy myśleliście, że co? Młodzież jest bardzo moralna, wbrew temu, co niektórzy mówią.
W nocy, pod osłoną ciemności posunęliśmy się nieco dalej i żałowałem, że wykupiliśmy dwa miejsca zamiast jednego.
10.07.
Basia pojechała do domu, do Krakowa, dowiedzieć się o wyniki egzaminów na studia. Ale było to koło południa, tak, że zdążyła jeszcze postawić mi obiad. Przyjąłem z wdzięcznością, nie chcąc sprawiać jej przykrości brutalną odmową.
Poszedłem na pierwszą samotną wycieczkę – od Krzyżnego do Granatów – i nie było mi zbyt przyjemnie, tym bardziej, że na górze złapał mnie deszcz. Nie było z kim się podzielić wrażeniami,
skomentować stan pogody, lub po prostu poczuć obecność drugiej osoby. Lubię mieć towarzystwo, nie jestem zamkniętym w sobie samotnikiem.

11.07.
Po samotnej nocy ruszyłem dalej. Cel – Hala Kondratowa przez Kasprowy i Kopę Kondracką.
Jestem w dobrej formie, przeszedłem w 3 godziny, co wprawiło mnie w samozadowolenie
i dobry humor. Poleciałem więc jeszcze do Zakopanego na zakupy, właściwie z nudów.
Życie składa się z drobnych przyjemności:
a) ćwierć kilo dojrzałych czereśni
b) lody
c) omlet grzybek z jagodami w barze mlecznym
d) bryndza
e) piwo Full Okocim (rzadki rarytas w tamtych czasach)
f) extra-mocne z filtrem ( jak ja mogłem to palić?)
Po powrocie do schroniska, przystąpiłem do spożywania pktu e) zaciągając się z lubością pktem f)
Napotykałem zgorszone spojrzenia dwóch kolegów z pokoju, byli to klerycy z seminarium, choć wyglądali na zupełnie normalnych. Nie chciało mi się wdawać z nimi w dyskusję, bo noc Św. Bartłomieja niedługo, a ja wiadomo – heretyk, w dodatku heteryk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz