6.07
Wyruszamy rano do 5-ciu
Stawów.
Nieoczekiwanie od stolika podrywa się młoda dziewczyna i pyta,
czy może pójść z nami. Na imię ma Basia. Idziemy przez Świstówkę, w
połowie drogi zaczyna lekko padać, a potem lać tak, że w schronisku
znaleźliśmy się całkiem przemoczeni. Pogoda gra z nami w ciuciubabkę, bo
za chwilę pojawia się słońce.
Po zameldowaniu się (czyli wykupieniu
miejsca w pokoju 4 –osobowym) i wysuszeniu, Basia wróży mi z kart, potem
ja jej (nie mam o tym pojęcia, ale wymyślam niestworzone historie).
PJ rezygnuje z wróżb – kłóci się to z jego ścisłym racjonalnym światopoglądem.
Jest dosyć wcześnie, więc idziemy na małą wycieczkę pod Zamarłą
Turnię. Znów deszcz. Powrót do schroniska – słońce. Rozpogodziło się
zupełnie, zjadłem pyszną szarlotkę i byłem na jeszcze jednym wieczornym
spacerze z Basią. Nie ukrywam, próbowałem ją oczarować. Miła dziewczyna.
7.07.
Idziemy na Halę Gąsienicowa, a Basia wraca do Moka. Umawiam się z nią
niewiążąco za dwa dni w Murowańcu. Krótkie , lecz czułe pożegnanie z B.
(pocałowała mnie w USTA!).
Znaleźliśmy się na Hali po południu,
przechodząc przez Zawrat i Świnicę przy okazji. Z Janka kolanem
niedobrze, jeszcze gorzej z jego samopoczuciem. Postanawia mnie jutro
opuścić i wrócić do domu. Nocujemy w zbiorowej sali, z powodu lichej
pogody są wolne miejsca.
8.07.
Janek prysnął rano po męskim uścisku dłoni. Zjadłem nieśpiesznie
śniadanie i ... też poszedłem do Zakopa. Zrobiłem zakopy, przepraszam
zakupy, na najbliższe dni i wpadłem na dworzec. Spędziłem miłą godzinkę z
Jankiem i Darkiem (też wyjeżdża) w podstawionym wcześniej pociągu
relacji Zakopane – Olsztyn.
Pojechali. Wróciłem więc na Halę, a tu
niespodzianka : przy stoliku siedziała, czytając książkę, Basia.
Ucieszyłem się. No ma się ten zwierzęcy magnetyzm!
9.07.
Wieje od rana, wieje
mocno, ale wiatr jest ciepły, pachnący latem i ziołami. Poszliśmy z
Basią na Granaty. Na górze wieje zbyt mocno i choć planowałem przejść do
Krzyżnego, to ze względu na Basię, skracam wycieczkę. Schodzimy tym
cholernym żółtym szlakiem ze Skrajnego Granatu, są to po prostu
niekończące się kamienne schody.
W Murowańcu, zmęczeni, położyliśmy
się obok siebie i stało się to, co było nieuniknione. Słyszałem
skrępowane pochrząkiwania sąsiadów, gdy... graliśmy w garibaldkę.
A wy myśleliście, że co? Młodzież jest bardzo moralna, wbrew temu, co niektórzy mówią.
W nocy, pod osłoną ciemności posunęliśmy się nieco dalej i żałowałem, że wykupiliśmy dwa miejsca zamiast jednego.
10.07.
Basia pojechała do domu, do Krakowa, dowiedzieć się o wyniki egzaminów
na studia. Ale było to koło południa, tak, że zdążyła jeszcze postawić
mi obiad. Przyjąłem z wdzięcznością, nie chcąc sprawiać jej przykrości
brutalną odmową.
Poszedłem na pierwszą samotną wycieczkę – od
Krzyżnego do Granatów – i nie było mi zbyt przyjemnie, tym bardziej, że na
górze złapał mnie deszcz. Nie było z kim się podzielić wrażeniami,
skomentować
stan pogody, lub po prostu poczuć obecność drugiej osoby. Lubię
mieć towarzystwo, nie jestem zamkniętym w sobie samotnikiem.
11.07.
Po samotnej nocy ruszyłem dalej. Cel – Hala Kondratowa przez Kasprowy i Kopę Kondracką.
Jestem w dobrej formie, przeszedłem w 3 godziny, co wprawiło mnie w samozadowolenie
i dobry humor. Poleciałem więc jeszcze do Zakopanego na zakupy, właściwie z nudów.
Życie składa się z drobnych przyjemności:
a) ćwierć kilo dojrzałych czereśni
b) lody
c) omlet grzybek z jagodami w barze mlecznym
d) bryndza
e) piwo Full Okocim (rzadki rarytas w tamtych czasach)
f) extra-mocne z filtrem ( jak ja mogłem to palić?)
Po powrocie do schroniska, przystąpiłem do spożywania pktu e) zaciągając się z lubością pktem f)
Napotykałem
zgorszone spojrzenia dwóch kolegów z pokoju, byli to klerycy z
seminarium, choć wyglądali na zupełnie normalnych. Nie chciało mi się
wdawać z nimi w dyskusję, bo noc Św. Bartłomieja niedługo, a ja wiadomo
– heretyk, w dodatku heteryk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz