wtorek, 1 kwietnia 2014

Tatry 1980 cz.3

11.07  Hala Kondratowa CD
Przy stoliku w kącie jadalni siedzi starszy pan i też coś pisze.
Po pewnym czasie zauważam, że wyszedł, a pod stołem leży kartka. Zerkam - wiersz, widocznie mu spadł. Próbuję go dogonić, ale bezskutecznie. Barman mówi, że to był pan Ludwik, redaktor z "Przekroju". Myślę, że po tylu latach mogę opublikować te pożółkłe zapiski:

WANDA
We wsi o nazwie Mogiła
Powstała Nowa Huta
Nie każdy wie, że tutaj
Księżniczki Wandy jest mogiła.

Kurhan wysoki. Piaszczysta ścieżka
Prowadzi żmudnie me stopy pod górę.
Upał, co dawno zabiłby kurę
Myśli-skowronki wypuszcza z mieszka.
O księciu Kraku, który ponury
Wygłaszał mowę do swojej córy:

Krak:
Proszę Cię, Wandziu, porzuć kądziel,
Wyjdź za mąż, cóż, że Niemiec,
Że alkoholik i odmieniec
Rzymska maksyma mówi: rządź i dziel.
Wanda:
Ach tatku, cóż to za wymoczek
Na łysej głowie ledwie jeden kłaczek
Choćby mi dawał marek kilka taczek
Nie dostanie tego, co mój jurny Smoczek.
Ja prosta dziewczyna spragniona jantaru,
Muszelek, paciorków, gładkiego perkalu,
Miodu, piwa i wina w piwnicy gotyckiej,
Zapinki scytyjskiej, plecionki celtyckiej.
Krak:
Ach córuś, choć w twej głowie Celci*
Inny wyznaczam w życiu cel ci.
Tyś przyszła królowa Polaków,
Przestań chadzać ze Smokiem w pole maków.
Patrzy na ciebie i Gniezno i Kraków
Łatwym jesteś celem dla "Faktu" pismaków.
Z Dratewką się włóczysz nocami po pubach,
gustujesz w okowicie i z Grodzkiej kebabach.
Nocną kiełbasę z Grzegórzek bierzesz na przystawki,
Lubisz burdy, hałasy i damskie ustawki.
Wanda:
Lepszy na Grzegórzkach kąsek lada jaki,
Niźli w Berlinie przysmaki.

Taką decyzję Wanda podjęła
Wracając nad ranem z nocnej popijawy.
Wpadła do Wisły, no i utonęła.
I zakończyła swoje ziemskie sprawy.

12.07.
    Znowu niepogoda. Do 12 leżałem i czytałem czasopisma, których stos piętrzył się na krześle. Szeroki wybór -od "Filipinki" po "Politykę". Przestało padać i wybrałem się na przechadzkę wokół Giewontu. Bardzo ładne widoki i przyjemna wędrówka. Po powrocie, w schronisku natknąłem się na koleżankę ze studium - Monikę z chłopakiem. Fajnie, będę miał jakieś towarzystwo.
    Wieczorem goście specjalni kierownika schroniska, urządzili małe przyjęcie alkoholowe w sali jadalnej. Mimo moich czarujących uśmiechów i znaczących spojrzeń, nie zaprosili mnie do stołu. Poszedłem więc spać, lecz nie dane mi było zażyć rozkoszy snu. Towarzystwo z dołu przeniosło się do pokoju tuż obok mojego. Długo w noc przewracałem się z boku na bok, słysząc przez cienką drewnianą ściankę odgłosy intensywnego zacieśniania stosunków międzyludzkich ( he, he stosunków!)
13.07
    Niedziela. Od rana przez schronisko przewalają się tabuny turystów zmierzających na Giewont i ginących w gęstej mgle. Rozwydrzone staruszki z rozwianym siwym włosem, ascetyczni starcy, matki-Polki, matki-Niemki i dzieci, mnóstwo dzieci, hektary dzieci. Uciekliśmy od tego hałasu i bałaganu i poszliśmy przez Czerwone Wierchy na Ornak, jednak bez specjalnej uciechy, bo cały czas szliśmy w chmurach, a pod koniec w ulewnym deszczu.
Zdążyliśmy wyschnąć schodząc doliną Tomanową, wyszło słońce i od zachodu nadciągnęła totalna blacha. Chmury urywały się, jak nożem uciął i ukazało się bezchmurne niebo.
Na Ornaku pobawiliśmy się z podrośniętymi szczeniakami owczarków podhalańskich, fantastyczne głupio wesołe zwierzaki! Noc przeszła bez wrażeń (he, he, wrażeń)
14.07
    Rankiem, stojąc w kolejce po wrzątek, poznałem starszą panią z Krakowa, o mądrych wesołych oczach.
Zwróciłem na nią uwagę, bo miała ze sobą ohydny chiński termos i cichutko coś do siebie szeptała.
Miło mi się z nią gawędziło, w końcu rozmowa zeszła na temat literatury. Wyjawiłem, że pisuję czasami do szuflady, zwłaszcza krótkie formy i wiersze. Pani uśmiechnęła się miło i z pamięci wyrecytowała mi kilka śmiesznych wierszyków. Zapamiętałem tylko dwa, nazwane przez nią Moskalikami:

Kto powiedział, że Malgasze
nie chcą czytać "Beniowskiego"
Temu zaraz nos rozkwaszę
W kruchcie u Jana Bożego.

Kto powiedział, że J.S.Bach
molestował organistów
Tego zaraz w dupę palnę
przed klasztorem Orionistów.

   Rozbawiła mnie. Nobla bym za to nie dał, ale fajne.Ciekawe, będę musiał sam kiedyś spróbować...
W dobrym humorze wyruszyłem na szlak. Piękna pogoda zmusiła mnie do przeleżenia dwóch godzin na przełęczy Iwaniackiej, wygrzewając się w słońcu. Błogie lenistwo. Zdobyłem się jeszcze na wejście na Kominiarski Wierch. Nie pożałowałem tej godziny wysiłku, gdyż widoki zaiste godne podziwu.
Siedziałem i dumałem wsparty o skałę, niczym Mickiewicz z ilustracji „Sonetów Krymskich” - nastrój poezji towarzyszył mi od samego rana. ”Pięknie, pięknie, aż rura mięknie” - pomyślałem lirycznie. 
Po powrocie na przełęcz znów mały odpoczynek i dalej w drogę.
Znalazłem się na Chochołowskiej i od razu hop pod natrysk z gorącą wodą. Po dwóch tygodniach mycia się tylko w zimnej wodzie, kąpiel graniczyła z rozkoszą.
Potem założyłem czyste ubranie, przygładziłem włosy i można było iść podrywać bufetowe i kucharki, bo turystek nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz