niedziela, 30 marca 2014

Tatry 1980 cz.1


    W drugiej klasie licealnej moi przyjaciele ze szkolnej ławki: Sławek, Darek i Andrzej zaczęli interesować się wspinaczką górską.
Ja też, choć bez takiego zapału jak oni. Jeździliśmy często w skałki do Podlesic,
 w góry Sokole, byliśmy razem zimą w Karkonoszach. Ja poprzestałem na turystyce, oni przeszli kursy wspinaczkowe. Andrzej ze swojej pasji uczynił zawód i pomysł na życie – jest instruktorem i uczy kolejne pokolenia młodych zapaleńców.
   W 1980 roku pojechałem w Tatry z innym moim kolegą z liceum – Jankiem. Janek, zwany przez nas z powodu swojej powagi Panem Jankiem, skończył właśnie pierwszy rok studiów na Wydziale Mechanicznym PŁ i był bardzo tym faktem przejęty. Po dwóch tygodniach miała do nas dołączyć moja ówczesna dziewczyna –U- przebywająca na razie na plenerze malarskim na Mazurach.
Na Taborisku koło Morskiego Oka spodziewałem się spotkać Sławka i Darka:
2.07.1980
Przyjazd do Morskiego Oka. Deszcz. Spotkaliśmy Darka, który wstał o 12 i przywlókł się do schroniska. Ucieszyliśmy się i humory się nieco poprawiły, tylko Pan Janek (PJ) coś tam kwasił.
Udało nam się dostać nocleg na jedną noc w 17-tce. Znów przeżyłem chwile radosnego oszołomienia czytając napisy w WC na drugim piętrze:
„Precz z terroryzmem pań bufetowych i kelnerek!”
„Wołoszyn, Wołoszyn. Wole se Granaty.
Hej w dupie mam Welona i jego mandaty” ( Welon – groźny strażnik TPN)
Przechodniu pamiętaj, że:
WZÓR.png
To był podobny wzór, wyglądał bardzo profesjonalnie

I prośba o czystość w formie czterowiersza:
„ Na Bismarcka srebrną trumnę
Na Adolfa czoło dumne
I na wszystkich Niemców w świecie
Tylko nie na deskę przecie.”
Z powodu deszczu rozpoczęliśmy gry i zabawy świetlicowe. Pani świetliczanka, w osobie Darka, zażyczyła sobie brydża. Graliśmy do wieczora. Potem pouczająca wycieczka wokół Moka.
Moc wrażeń, piękno gór i dzikiej przyrody itd. itp.
3.07.
Po śniadaniu wyruszamy „ceprostradą” na Szpiglasową Przełęcz. Na górze złapał nas ni to grad, ni to śnieg (a mamy lipiec) , na szczęście przelotny. Schodzimy do Pięciu Stawów po ogromnych polach śnieżnych, myślałem, że zima już dawno minęła! Pięcistawy niezbyt gościnne. Chmury nisko przewalają się nad doliną, w schronisku zabrakło szarlotki, a PJ uparcie i dość zawile tłumaczy mi problemy fizyczno - politechniczne . Dzięki Bogu, podejście pod górę skróciło mu oddech i przerwało wywody. Zaglądamy, dosłownie na herbatę, do Roztoki, a potem wracamy w ulewnym deszczu do Moka.
Pierwszy nocleg na werandzie. Troszkę twardo ( o karimatach się jeszcze nawet nie śniło), a nad ranem zimno, ale przeżyliśmy.
4.07.
Dzień schroniskowy z powodu intensywnych opadów. Kontynuacja zajęć świetlicowych. Pani świetliczanka zaproponowała, dla odmiany, brydża – 10 godzin z przerwami na jedzenie i siku.
Wieczorem, gdy układaliśmy się do snu, przyszła do nas jedna z młodych (lecz niezbyt urodziwych)
sprzątaczek, Ania. Zaproponowała mi koc , a może życzyłbym sobie jeszcze coś?... 8O
Poprzestałem na kocu. Drugi nocleg na werandzie.
5.07.
Te ławy dębowe nie są takie złe. Tylko trzeba zwinąć śpiwory przed przyjściem pierwszych turystów, czyli ok.7. Strzeliliśmy z Darkiem i Panem Jankiem śniadanie i poszliśmy na Mnicha.
Nie na wariant „R”, tylko od tyłu, najłatwiejszą drogą. Na ostatnich kilku metrach trzeba się było związać liną i przyasekurować. Czubek Mnicha to lekko pochyła skała, mniej więcej 2x2 metry, ale wrażenie przestrzeni i ogromu powietrza wokół - niesamowite.
W czasie zejścia PJ zaczyna boleć kolano. Idzie przed nami mocno kulejąc, a my z Darkiem za nim, dyskutując o nowoczesnych sposobach amputacji kończyn i o postępie technicznym w produkcji protez. :) PJ ma minę złego psa z filmów rysunkowych.  Chyba nie pójdziemy dzisiaj do 5 Stawów.
   Kierownik schroniska zgodził się na jeszcze jeden, ale już ostatni, nocleg na werandzie.
Znowu pojawiła się Ania, proponując wieczorny spacer wśród kosodrzewin. Zdecydowanie odmawiam i koc, pożyczony wczoraj, znika wraz z Anią.
Rozmawiam z miłą starszą panią, która od trzech dni maluje widok na Mięgusze. Jest malarką z Gdańska, obecnie mieszka w Zakopanem.
   A właśnie, zagięła mi się kartka i teraz dopiero odkryłem zapisaną rozmowę z malarką z Gdańska na balkonie w Morskim Oku:
Rozmawialiśmy o wydarzeniach z grudnia 1970, o znajomych ze środowiska opozycji i nastrojach strajkowych wśród robotników stoczni. Padły nazwiska - Gwiazda, Lis, Krzywonos, Wałęsa.
No nazwiska mają nieszczególne, myślę sobie, ale co tam - ważne, żeby solidarnie wystąpić przeciwko obecnej władzy, na początek przydałyby się niezależne związki zawodowe i międzyzakładowy komitet strajkowy. Pani M. zapaliła się do tego pomysłu i powiedziała, że pogada z kim trzeba po powrocie do domu.

A oto moja wersja tego samego widoku – wystarczyło 15 min!
Mięg1.jpg
Ołówek na papierze.

Trzeci nocleg na werandzie.

5 komentarzy:

  1. Hej dobrze powspominać, ale lepiej na szlaku. W zeszłym roku chodziliśmy dwa tygodnie, stacjonując najpierw w Roztoce, potem w Chochołowskiej. Pakuj plecak w sierpniu. Razem powspominamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój odwrót od wspinania spowodowała zapałka pod Niczami.
    A w kiblu było równanie Schrödingera wypisane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że jedna mała zapałka w tchawicy nie mogła spowodować aż tak wielkich spustoszeń w psychice.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z pewnością trzy zapałki kolejno dokonałyby większych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mistrzu, dziekuje Ci za to, ze mogłem z tobą i Darkiem byc w Skałach. To jest niezapomniane. Uważaj. mam zeszyt z 1978 roku z Karkonoszy.

    OdpowiedzUsuń