PIĄTEK 23.08.2013 RIOMAGGIORE – PIZA - LUKKA
Pływanie poprzedniego dnia było takie fajne, że wpadłem na pomysł, by wstać o 7 i pójść się wykąpać w morzu.
Wstać, to nawet wstałem. Wyszedłem na taras. Owionęło mnie rześkie powietrze poranka. Może nawet bardziej niż rześkie, a woda, gdzieś tam w dole, zmarszczona silnym wiatrem.
Pływanie poprzedniego dnia było takie fajne, że wpadłem na pomysł, by wstać o 7 i pójść się wykąpać w morzu.
Wstać, to nawet wstałem. Wyszedłem na taras. Owionęło mnie rześkie powietrze poranka. Może nawet bardziej niż rześkie, a woda, gdzieś tam w dole, zmarszczona silnym wiatrem.
A tam, wezmę natrysk i też będzie dobrze.
Żal wyjeżdżać z tak pięknego miejsca, jednak trzeba się zbierać. Do stacji kolejowej jest blisko, ale i tak idziemy naokoło obok kościoła i castello. Schodzimy przez „miasto” główną ulicą. Zjadamy z papierowej torby smażone owoce morza i ciasteczka z brzoskwinią zakupione w piekarni.
Jedziemy kilka minut pociągiem do La Spezii, gdzie przesiadamy się na pociąg do Pizy.
W Pizie – upalnie. Docieramy do hotelu B&B Terranova, który okaże się naszym najgorszym
koszmarem. Stwierdzamy brak klimy, okno wychodzi na ruchliwą ulicę, łazienka syficzna.
Odświeżamy się, choć w tym upale to trochę trudne i idziemy oglądać cuda Pizy.
Miasto robi na nas dobre wrażenie,
zjadamy pyszne lody po drugiej stronie rzeki, potem pogryzając winogrona kupione na straganie, nieuchronnie zbliżamy się do Campo dei Miracoli (Pole Cudów).
Rzeczywiście miejsce to zasługuje na swoją nazwę – katedra, baptysterium, cmentarz Camposanto i krzywa dzwonnica – to perełki architektury sprzed 800 lat!
Obowiązkowo robimy sobie zdjęcia, jak ratujemy wieżę przed przewróceniem
(przedtem strasznie szydziliśmy z tych wszystkich wieśniaków robiących to samo)
i zalegliśmy na wspaniałej miękkiej murawie obok baptysterium.
Żal wyjeżdżać z tak pięknego miejsca, jednak trzeba się zbierać. Do stacji kolejowej jest blisko, ale i tak idziemy naokoło obok kościoła i castello. Schodzimy przez „miasto” główną ulicą. Zjadamy z papierowej torby smażone owoce morza i ciasteczka z brzoskwinią zakupione w piekarni.
Jedziemy kilka minut pociągiem do La Spezii, gdzie przesiadamy się na pociąg do Pizy.
W Pizie – upalnie. Docieramy do hotelu B&B Terranova, który okaże się naszym najgorszym
koszmarem. Stwierdzamy brak klimy, okno wychodzi na ruchliwą ulicę, łazienka syficzna.
Odświeżamy się, choć w tym upale to trochę trudne i idziemy oglądać cuda Pizy.
Miasto robi na nas dobre wrażenie,
zjadamy pyszne lody po drugiej stronie rzeki, potem pogryzając winogrona kupione na straganie, nieuchronnie zbliżamy się do Campo dei Miracoli (Pole Cudów).
Rzeczywiście miejsce to zasługuje na swoją nazwę – katedra, baptysterium, cmentarz Camposanto i krzywa dzwonnica – to perełki architektury sprzed 800 lat!
Obowiązkowo robimy sobie zdjęcia, jak ratujemy wieżę przed przewróceniem
(przedtem strasznie szydziliśmy z tych wszystkich wieśniaków robiących to samo)
i zalegliśmy na wspaniałej miękkiej murawie obok baptysterium.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz