wtorek, 8 kwietnia 2014

HOLANDIA 2009.HARCE NA BARCE cz.3 i ostatnia.

3.10.2009.Wyobraźcie sobie 4  facetów w piżamach i klapkach, z przerzuconymi przez ramię ręcznikami,
idących skrajem ruchliwej ulicy. Po drugiej stronie market typu CASTORAMA i zatłoczony parking. Otóż sanitariaty naszej mariny oddalone były nieco od portu, a my pozbawieni wstydu.
   Wypłynęliśmy po śniadaniu i zaczęły się kłopoty z mocnym bocznym wiatrem. Czekając na otwarcie mostu, obraca nas bokiem, spycha na brzeg. Wreszcie ruszamy już bez przeszkód, ciągle mosty podnoszone i śluzy, niektóre dwustopniowe, aż po długim i nudnym płynięciu przecinamy szeroki kanał przed Utrechtem. Wychodzimy ze śluzy i nagle – cała wstecz!- przed nosem przepływa nam duży morski statek.
statek.JPG
Lewiatan

Potem kanał, znowu śluza, most, most, most i Utrecht. Wpływamy do ślepego kanału w centrum miasta, niestety natryski i WC czynne tylko do końca września. Idziemy ok.150 m i jesteśmy już w środku miasta.
kanał.JPG

Tu okazuje się, ze Utrecht jest najładniejszym miastem ze wszystkich, które widzieliśmy do tej pory. Niesamowity głęboki stary kanał przecina stare miasto, a ogromna stara gotycka wieża starej katedry góruje nad nim , ukazując się w zaskakujących starych miejscach. Tylko my tacy młodzi.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)utrecht.JPG
Krążymy po  ulicach szukając sklepu z likworami, co nie jest łatwe, bo to sobota i po 18.
W końcu dwóch miłych gejów, prowadzących sklep z winem, wytłumaczyło nam, jak trafić do sklepu PLUS z wiadomym stoiskiem. Ruszyliśmy raźnym kurcgalopkiem i trafiliśmy bez pudła na miejsce, lecz tam zaskoczenie- stoisko okazało się szklaną pułapką zamkniętą zamkiem na kod. Może trzeba znać kod? Czort wie, tu wszystko jest możliwe np most uruchamiany wysłanym SMSem. Rozpacz nie trwała długo, bo przyszła muzułmańska sprzedawczyni (!) i uśmiechając się chytrze, sprzedała nam, podłym giaurom, wiadomą truciznę. 
   Zaczął padać drobny deszcz, więc spoczęliśmy w ogródku jednego z pubów. U zbiegu trzech ulic znajduje się ok. 3-4 pubów obok siebie.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)3knajpy.JPG
Tłok i gwar taki, że prawie nie słychać sąsiada. Ludzie stoją na ulicy (papierosy) z piwem w ręku i gadają, śmiejąc się co chwila. Jest sobotni wieczór, fajny nastrój, luz. G. wraca do łodzi , a my jeszcze odwiedzamy inny lokal z ogródkiem dogrzewanym przez gazowe promienniki. Zrobiło się zimno, księżyc w pełni świeci jak reflektor, wracamy i my. W ciepłej kabinie spożywamy zimne napoje.
4.10.2009.
    Obudziłem się o świcie, który w Holandii jest ok.7 o tej porze roku. Za zaparowanym okienkiem dostrzegłem czyste niebo. Wtedy cichutko zadzwonił rower wożony na pokładzie od tygodnia. Ostrożnie zdjąłem go z łodzi, by nikogo nie zbudzić. Daremnie – wyjrzał zaspany K., jak wściekły miś koala, mrucząc okropne holenderskie przekleństwa.
świy.JPG
Jeszcze palą się latarnie
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 525 x 700)rano.JPG
UFO wylądował

Mknąłem przez puste ulice Utrechtu, rozkoszując się rześkim porankiem i wspaniałymi widokami. Od wzniosłości do przyziemności tylko krok. Na widok automatycznej toalety publicznej nerwowo skurczyły mi się jelita. Przedwcześnie. Automat dwa razy połknął wrzucony bilon, a drzwi pancernych nie otworzył. Czyli, tak czy siak, g..... z tego wyszło.
Po śniadaniu ruszyliśmy w ostatni rejs. Wpłynęliśmy w kanał OUDEGRECHT przecinający stare miasto.(zobacz na youtube :  http://www.youtube.com/watch?v=vxyATZzR ... e=youtu.be )
kan1.JPG
Powoli sunęliśmy po spokojnej wodzie , przepływając pod kamiennymi sklepionymi mostami-17 sztuk
kan2.JPG
. Mijaliśmy dawne magazyny ciągnące się gdzieś hen pod ulicą i domami, zamienionymi na puby, sklepy, czy wręcz mieszkania.
kan3.JPG

W zielonej wodzie kanału odbijały się oświetlone porannym słońcem domy i błękitne niebo. Nad głowami zawisła gotycka wieża katedry, która powoli oddalała się w perspektywie za rufą. Opuszczamy Utrecht przez śluzę z potężnymi podnoszonymi wrotami. Wpływamy do systemu wodnego połączonego z morzem i jego pływami. Jestem rozczarowany niskim poziomem wody. Płyniemy wśród pól i ogrodów.
kwiaty.JPG
czapla.JPG
lodz.JPG
pawilon.JPG

Praw natury nie da się oszukać. Zrozumieliśmy to w miejscowości BREUKELEN, gdzie po szybkim cumowaniu, szybko udaliśmy się do najstarszego lokalu w mieście ( 1459r) i po krótkiej chwili spożywaliśmy pyszny chmielowy napój.
miast.JPG

   Po dotarciu do bazy w LOOSDRECHT rozpoczęliśmy generalne sprzątanie i pakowanie. Wyszorowaliśmy pokład szczotą i napełniliśmy zbiorniki wodą pitną. Ponadto zostawiliśmy dla przyszłych użytkowników łodzi trochę kapusty kiszonej w słoiku, doskonałej na szkorbut i butelkę whisky, która nawet dla G. miała zbyt torfowy smak. 
   Wracamy 1100 km do Polski, zatrzymując się jedynie na stacjach benzynowych. Po 13 godzinach jazdy, w Łagiewnikach, szalony dzik rzuca nam się pod koła, tylko dzięki nadludzkiemu manewrowi P. unikamy kolizji. 
                                                                               KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz