piątek, 23 maja 2014

Wyspa Korczula, 2007 cz.6 i ostatnia

9.08. CZWARTEK
Ja planuję, ty planujesz, on planuje.- Kto wie, jaki to czas? Teraźniejszy? NIE! ZMARNOWANY!

Przekonaliśmy się o tym wczesnym rankiem dojeżdżając do przystani promowej w Korczuli. Można planować wszystko, ale i tak nie ma miejsc na prom do Drvenika. Przeprawiamy się na tratwie z kokosów do Orebić, potem jedziemy do Trpanj, skąd odpływa prom na kontynent, do Ploće. Kolejka zbyt długa, abyśmy zmieścili się na stojący w porcie mały prom.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3520.JPG
Następny za 2 godziny. Trudno, poczekamy, lepsze to, niż tłuc się 150 km po górskich drogach dookoła Peljesaca. Wreszcie, z gęstego parnego powietrza drgającego nad horyzontem wyłania się, nieco spóźniony, biały stateczek.
Rajdowe wrażenia nas nie omijają, z Ploce do Splitu wleczemy się 2,5 godziny po krętych, przepaścistych drogach, u podnóża ogromnych gór.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 768 x 1024)DSCN3528.JPG
Tak więc plany planami, a my docieramy do Splitu dopiero o 18. W ekspresowym tempie zwiedzamy stare miasto i o 20 wyjeżdżamy
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3539.JPG
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3583.JPG
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3564.JPG
   Chcemy znaleźć jakąś kwaterę koło jezior Plitvickich. Bez korków i objazdów pokonujemy 6 km tunel* (patrz dzień 2 relacji) i nagle wjeżdżamy pod ciemną ogromną chmurę. Błyska się, grzmi i w końcu leje jak z cebra. Zwalniamy do 60km/h, bo nic nie widać. W ciemnościach przegapiamy zjazd do jezior Plitvickich, trudno zobaczymy je kiedy indziej. Jedziemy więc w tej burzy w kierunku granicy węgierskiej. Śpimy w samochodzie na parkingu, komfortowo, z rozłożonymi siedzeniami, w śpiworach
i całe 6 godzin.
10.08. PIĄTEK
   Ranek, po wczorajszej burzy, nieco chłodny 13 st. i pochmurny. Ruszamy w dalszą drogę. Naszym celem jest Budapeszt. Ruch na drodze gęstnieje, gęstnieje też powietrze i w końcu wraca upał.         
W południe wjeżdżamy do ogromnego, zatłoczonego miasta. W informacji turystycznej zdobywam mapę i po jakimś czasie udaje nam się zaparkować niedaleko Wzgórz Zamkowych w Budzie. Ładnie tu, oj ładnie.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 768 x 1024)DSCN3596.JPG
Ale ceny porządnego obiadu przekraczają granice przyzwoitości. Drożyzna straszna, więc sycimy się pięknymi widokami, panoramą Pesztu i zaliczamy kolejną wieżyczkę, pałac, pomnik (jest ich mnóstwo), wąską urokliwą uliczkę.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3599.JPG
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3610.JPG
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3644.JPG

Wracając do samochodu odszczekuję wszystko, co kiedykolwiek powiedziałem złego o fastfoodach. Zjadamy wreszcie obiad w Burger Kingu, może to niezbyt elegancko i zdrowo, ale tanio i smacznie.

"No to teraz przeprawiamy się do Pesztu" - mówię rozmarzonym tonem, a tu moja rodzina zgodnym chórem zakrzyknęła: NIE!!! 8O No dobrze, też mam trochę dość tłoku, hałasu i korków, od których już się odzwyczailiśmy.

Wyjeżdżamy więc z Budapesztu i jedziemy do Komarna w Słowacji, słynącego z niesamowitej twierdzy u zbiegu Wagu i Dunaju. Klimaty jak z CK Dezerterów.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 768 x 1024)DSCN3650.JPG
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3652.JPG

Znajdujemy kemping i dostajemy klucz od bramy wjazdowej oraz mały kluczyk do tajemniczej zielonej furtki po drugiej stronie ulicy. Idziemy tam z ręcznikami, myśląc, że to umywalnie ktoś tak niefortunnie usytuował. Otwieramy furteczkę... a tam zespół basenów kąpielowych z czystą błękitną wodą - istny balsam dla naszych rozgrzanych ciał. Mamy szczęście.http://komarnohotel.sk/autocamping.html

Po kąpielach rozbijamy namiot. Gospodarz kempingu doradza inne miejsce, bo tu się zbiera woda podczas deszczu.
Wzruszam ramionami. Patrząc w bezchmurne niebo nad głową, lekceważę dobrą radę.
O pierwszej w nocy budzi nas nadchodząca burza (dogoniła nas ta z Chorwacji). Walą pioruny, leje rzęsisty deszcz. Ewa nalega, byśmy przenieśli namiot w inne miejsce. Czekam, kiedy woda wedrze się do namiotu.
Nie wytrzymuję tego napięcia i ...usypiam.
Śni mi się, że lekko kołyszę się na materacu na falach Adriatyku. Obok kołysze się Ewa i Tomek. Na brzegu jakaś mała figurka podskakuje i coś do nas krzyczy. Co ona krzyczy? ...ORKI Z PASKIEM... Czyżby tu były w wodzie orki? Nie, to coś innego... Podpływam bliżej i teraz słyszę wyraźniej: DAJCIE TU WORKI Z PIASKIEM! WORKI Z PIASKIEM!
11.08.SOBOTA
Mimo nocnych przygód ( woda nas jednak nie zalała), wstajemy raźno i biegniemy do miasta na zwiedzanie. Odkrywamy przypadkiem wspaniały plac Europy.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3658.JPG
Zobaczcie http://www.youtube.com/watch?v=EvyOknxV ... ature=plcp .Niedawno (2007) wybudowano tu zespół kamieniczek tworzących rynek, a każda w stylu nawiązującym do architektury poszczególnych krajów Europy. Udane przedsięwzięcie, zadziwiające rozmachem i doskonałym wykonawstwem. Jako Europejczycy pełną gębą, wypijamy w kawiarni kawę po wiedeńsku, kawę po włosku i kawę po irlandzku. Znikamy, oczywiście, po angielsku, zostawiając zapłatę na stoliku.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 1024 x 768)DSCN3681.JPG

Potem to już "tylko" 600 km jazdy i jesteśmy w domu.
Wieczorem słyszę pomruki nadchodzącej burzy... A to się przyczepiła, franca jedna.
BŁYSK ! TRZASK ! KURTYNA OPADA.
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz