19.
Rozmawialiśmy długo ze sobą. Właściwie to były monologi
Kurza, ja wymownie milczałem, w niektórych razach podnosiłem znacząco brwi, w
innych krzywiłem usta.
Kurz gryzł jakieś pestki i mówiąc, robił długie przerwy,
jakby miał astmę. Stąd ta kosmiczna ilość wielokropków...
- Widziałem koszmary... koszmary, które i ty widziałeś.
Ale nie masz prawa nazwać mnie mordercą; masz prawo mnie zabić.
Masz prawo...to zrobić, ale nie masz prawa mnie osądzać.
Ale nie masz prawa nazwać mnie mordercą; masz prawo mnie zabić.
Masz prawo...to zrobić, ale nie masz prawa mnie osądzać.
Nie jest możliwe, by słowa...opisały...to, co należy
się...tym, którzy nie wiedzą, co...koszmar znaczy. Koszmar.
Koszmar...ma twarz...i musisz sprawić, by stał się przyjacielem.
Koszmar i paniczny strach są twymi przyjaciółmi, w przeciwnym razie, stają się wrogami, których należy się bać.
Koszmar...ma twarz...i musisz sprawić, by stał się przyjacielem.
Koszmar i paniczny strach są twymi przyjaciółmi, w przeciwnym razie, stają się wrogami, których należy się bać.
Pamiętam jak byłem
w Siłach Specjalnych, to było, wydaje się, wieki temu,
poszliśmy do wioski, by dać witaminy...mazurskim dzieciom.
poszliśmy do wioski, by dać witaminy...mazurskim dzieciom.
Gdy już odeszliśmy, po tym, jak połknęły witaminy od A do Z,
wybiegł za nami stary człowiek.
Płakał, nie mógł powiedzieć słowa. Wróciliśmy tam.
Płakał, nie mógł powiedzieć słowa. Wróciliśmy tam.
Rebelianci przyszli, kazali każdemu dziecku wypić po litrze
soku z kiszonej kapusty i poprawili maślanką.
Potwory... Dzieci leżały osłabione wymiotami i sraczką.
Straszny smród... i brud.
pamiętam...ja... ja...
ja... płakałem, łkałem, jak...jakaś...baba.
Chciałem wydrzeć sobie zęby.
Żeby pamiętać. Żeby nigdy tego nie zapomnieć...
A potem zrozumiałem, to było olśnienie, jakbym został trafiony...
pamiętam...ja... ja...
ja... płakałem, łkałem, jak...jakaś...baba.
Chciałem wydrzeć sobie zęby.
Żeby pamiętać. Żeby nigdy tego nie zapomnieć...
A potem zrozumiałem, to było olśnienie, jakbym został trafiony...
jakbym został trafiony diamentem...diamentową kulą prosto w czoło.
Pojąłem ich geniusz, wolę by coś takiego zrobić.
Doskonałe, prawdziwe, kompletne, krystaliczne, czyste.
Zrozumiałem, że są od nas silniejsi, bo potrafili to znieść. To nie były potwory, to byli ludzie, wyszkolone kadry.
Ci ludzie walczyli z sercem, mieli rodziny, mieli dzieci, byli przepełnieni miłością. A jednak mieli siłę, by to zrobić.
Jeśli miałbym 10 dywizji złożonych z tych ludzi i nieograniczoną ilość soku z kapusty, to nasze kłopoty tutaj szybko by się skończyły.
Trzeba nam żołnierzy, którzy są głęboko moralni, ale równocześnie, potrafią...
spożytkować swe...pierwotne instynkty, by robić to...bez uczuć, bez pasji, bez osądu. Bez osądu!
Ponieważ to osąd nas pokonuje.
Martwię się, że mój syn...mógł nie zrozumieć kim chciałem być...
i jeśli miałbym zginąć, Willard, chciałbym, by ktoś poszedł do mego domu...
i powiedział mojemu synowi wszystko.
Wszystko co zrobiłem, wszystko co widziałeś.
Ponieważ niczego na świecie nie znoszę bardziej...niż steku...kłamstw. I kaszy... I zupy jarzynowej.
Pojąłem ich geniusz, wolę by coś takiego zrobić.
Doskonałe, prawdziwe, kompletne, krystaliczne, czyste.
Zrozumiałem, że są od nas silniejsi, bo potrafili to znieść. To nie były potwory, to byli ludzie, wyszkolone kadry.
Ci ludzie walczyli z sercem, mieli rodziny, mieli dzieci, byli przepełnieni miłością. A jednak mieli siłę, by to zrobić.
Jeśli miałbym 10 dywizji złożonych z tych ludzi i nieograniczoną ilość soku z kapusty, to nasze kłopoty tutaj szybko by się skończyły.
Trzeba nam żołnierzy, którzy są głęboko moralni, ale równocześnie, potrafią...
spożytkować swe...pierwotne instynkty, by robić to...bez uczuć, bez pasji, bez osądu. Bez osądu!
Ponieważ to osąd nas pokonuje.
Martwię się, że mój syn...mógł nie zrozumieć kim chciałem być...
i jeśli miałbym zginąć, Willard, chciałbym, by ktoś poszedł do mego domu...
i powiedział mojemu synowi wszystko.
Wszystko co zrobiłem, wszystko co widziałeś.
Ponieważ niczego na świecie nie znoszę bardziej...niż steku...kłamstw. I kaszy... I zupy jarzynowej.
I jeśli mnie rozumiesz, Willard, ty... ty zrobisz to dla
mnie. Ty zjesz tę zupę.
20.
Na szafce nocnej
Kurza wyplecionej z oryginalnej mazurskiej wikliny, dostrzegłem książki
traktujące o religii, antropologii, obrzędach i mitach. „Złota gałąź” Frazera, „Od
starożytnego obrzędu do romansu średniowiecznego” Westona, „Stara Baśń”
Kraszewskiego i tomiki poezji. Zacząłem podejrzewać pułkownika, że świat
stworzony przez niego w zapadłej mazurskiej głuszy, jest sztucznym wytworem
jego pragnień, ambicji i marzeń. Eksperymentem, w którym przyznał sobie rolę demiurga i najwyższego boga. Starego boga, który się utrudził, skończył 67
lat i pragnie odejść. A żeby legenda pozostała żywa, ja mam go zdetronizować i
zastąpić.
Zaczynała się Noc
Kupały. Zapłonęły przygotowane ogniska od roznoszonego świętego ognia, pod wiekowym rozłożystym dębem, przywiązany do dwóch
palików, stał byk polskiej rasy czerwonej. Miał być złożony w ofierze bogom, a
potem zjedzony dzisiejszej nocy w formie prasłowiańskiego carpaccio. Obok stały
skrzynki z ciepłym piwem Kormoran.
Ze wszech stron widać było sunące sznurami niewiasty w
bieli, całe w wiankach i opaskach zielonych, chłopaków w narzuconych na ramiona
siermięgach. Zewsząd po gajach i lesie brzmiały przedśpiewy zwiastujące nocną
uciechę.
- Kupało! Kupało! Łado! – odzywały się tu i ówdzie śpiewne
głosy.
Zakradłem się na
bosaka do pomieszczenia z moim legowiskiem. Spod szmat wyciągnąłem święty topór
Peruna. Błysnęło stalowe ostrze.
- Wyleczyłeś mnie – uzdrów teraz duszę Kurza – szepnąłem i
mocno zacisnąłem dłoń na stylisku.
Błysnęło i zagrzmiało, jakby bóg mi odpowiedział twierdząco.
Las płonął
światłami i huczał pieśnią. Niewiasty jeszcze wiodły tany, gdy chłopcy z
płonącymi żagwiami zaczęli przeskakiwać ogniska. U wszystkich ognisk rozpoczęły się te skoki, a wnet potem z
ogniem pogony. Z zapalonymi pochodniami obiegano posiane zboża, barcie, łąki,
wołając Kupały. Dobrze, że nie Kupagi, a zwłaszcza jego córki!
Na mnie nikt nie
zwracał najmniejszej uwagi. Nawet jak wdepnąłem w wiadro stojące za drzwiami,
przewróciłem mopa i łapiąc równowagę, zerwałem zasłonę z koralików. Kurz
odwrócony plecami siedział w głębi pomieszczenia i chyba nic nie słyszał, a
może nie chciał słyszeć? Stanąłem za nim gotowy do czynu.
Pod dębem dwóch
pomocników kapłana, szlachtowało byka. Po ciosie obuchem w czaszkę, ogłuszony
byk ugiął przednie nogi i padł na kolana.
Pierwszy cios spadł na kark, zadając głęboką ranę.
Drugi niemalże pozbawił go kończyny, krew trysnęła na ściany
izdebki.
Nie jęczał, nie bronił się. Zakręcił się na nogach i zwrócił
w moją stronę. Ręce rozłożył gestem mówiącym: „na co jeszcze czekasz?” A ja
zbierałem siły do ostatecznego uderzenia, które w końcu spadło na jego głowę.
Byk leżał bezwładnie z odrąbaną czaszką, Kurz nie tak łatwo
rozstawał się z życiem.
Umierający miał jeszcze parę życzeń, tak w zaskakujący
sposób opisanych później przez poetę:
Konia w każdej sławnego potrzebie;
Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć,
Kazał przywieść do izby - do siebie.
Kazał przynieść swój mundur strzelecki,
Swój kordelas i pas, i ładunki;
Stary żołnierz - on chce jak Czarniecki.
Umierając, swe żegnać rynsztunki.
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza,
Na pastuszym tapczanie on leży -
Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży,
Jakie piękne dziewicze ma lica?
Jaką pierś? - Ach, to była dziewica,
To Litwinka, dziewica-ofiara,
Wódz Plemienia – Kurz Waldemara.
KONIEC
Natchnienia użyczyli:
J. Conrad – Jądro ciemności
FF Coppola - Czas
apokalipsy
A. Mickiewicz – Stepy akermańskie, Pan Tadeusz, Śmierć
pułkownika.
Apokalipsa Św. Jana – Biblia
T.S. Eliot – Chochołowi ludzie
Michał Kajka – O mazurskich jeziorach
R.R. Tolkien – Władca pierścieni.
JI Kraszewski – Stara baśń
.
21.01.2014 Łódź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz