wtorek, 28 stycznia 2014

Mazurska Apokalipsa (mini-powieść w odcinkach) Odc.13-14



13.
   W ciemnym wnętrzu bunkra pachniało powolną śmiercią.

Malaria...i koszmary. Sny o bankructwie filozofii kolektywnej , która
ujmując jednostkę jako funkcję masy poddaje ją rzeczywistości abstrakcjom , takim jak
klasa społeczna , państwo , naród , rasa .
Migoczący kaganek tylko pogłębiał panujące ciemności. Na posłaniu leżał ON.
- Skąd jesteś, Willard?
- Z Łodzi
- Wiem, czym przypłynęliście. Pytam, skąd pochodzisz?
- Z Mani.  To samo Zdrowie.
- A rodzina?
- Było kilku Julianów, Andrzejów i Józefów. Żyliśmy skromnie. Chociaż wyszliśmy z  Kałów, a potem długi czas były Doły, to w końcu przyszły dobre czasy i Kurczaki.
- Byłem tam raz, jako dzieciak. Jest tam takie miejsce, nie pamiętam nazwy, nad Olechówką.
Hodowali tam kiedyś rośliny, len lub  konopie. Potem wszystko zdziczało i tak przez pięć kilometrów. Raj na ziemi. Kolega powiedział: -zapal sobie- no to podpaliłem. Jarało się, że hej!
   Zastanawiałeś się kiedyś, czym jest prawdziwa wolność? Wolność od cudzych sądów, nawet od własnych.
Kurz długo obmywał wodą z miski łysą głowę i twarz. W końcu spojrzał spod oka i zapytał:
- Powiedzieli dlaczego? Dlaczego chcą, żebyś mnie usunął?
- Wysłali mnie z tajną misją, pułkowniku.
- Już chyba nie jest tajna. Co ci powiedzieli?
- Powiedzieli mi, że pan kompletnie oszalał. I że pańskie metody uległy wypaczeniu.
- I co uległy?
- Nie widzę w tym wszystkim żadnej metody.
- Spodziewałem się kogoś takiego, jak ty. Jesteś zabójcą?
- Jestem żołnierzem.
Głowa Kurza wyłoniła się z mroku, a głos mu zlodowaciał.
- Ani jednym, ani drugim. Jesteś chłopcem na posyłki, wysłanym przez sklepikarzy z Biedronki z zaległym rachunkiem.
14.
Kucharz na łodzi, przykryty peleryną , drzemał w ulewnym deszczu. Z zamkniętymi oczami wymamrotał do siebie:
- Śpię i śni mi się, że jestem na tej zasranej łodzi. Spokojnie, spokojnie, bez paniki. Ze strachu niejeden  stracił głowę.-
- Może sobie poczytam dla uspokojenia. Mam tu wodoodporną Biblię, nowiutka, jeszcze zapieczętowana, otworzę na chybił – trafił.
 Zaczął zrywać lakowe (?) pieczęcie.Było ich kilka.

„... A gdy otworzył pieczęć siódmą,
zapanowała w niebie cisza jakby na pół godziny.
 I ujrzałem siedmiu aniołów,
którzy stoją przed Bogiem, a dano im siedem trąb.

I pierwszy zatrąbił.
A powstał grad i ogień - pomieszane z krwią,
i spadły na ziemię.
A spłonęła trzecia część ziemi
i spłonęła trzecia część drzew,
i spłonęła wszystka trawa zielona.

 I drugi anioł zatrąbił:
i jakby wielka góra płonąca ogniem została w morze rzucona,
a trzecia część morza stała się krwią
 i wyginęła w morzu trzecia część stworzeń
- te, które mają dusze -
i trzecia część okrętów uległa zniszczeniu.

 I trzeci anioł zatrąbił:
i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia,
a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód.
A imię gwiazdy zowie się Piołun.
I trzecia część wód stała się piołunem,
i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie.

 I czwarty anioł zatrąbił:
i została rażona trzecia część słońca
i trzecia część księżyca i trzecia część gwiazd,
tak iż zaćmiła się trzecia ich część
i dzień nie jaśniał w trzeciej swej części,
i noc - podobnie.”

- Bardzo mnie ta lektura pocieszyła, bardzo.-
Lepiej odgrzeję dla kapitana zupę jarzynową, jak wróci to chętnie zje. Tylko ten deszcz...
Jakby ktoś płakał do zupy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz