sobota, 25 stycznia 2014

Mazurska Apokalipsa (mini-powieść w odcinkach) Odc.7-8



7.
Było ciepło i pochmurno, znad wody unosiła się mgła. Wpłynęliśmy na spokojne wody Mazurskiego Kanału.
Łódź nurza się w zieloności i powoli brodzi, Wśród fali drzew szumiących i zielska powodzi.
- Uwaga, Szefie omiń ostro owe wyspy  burzanu.
- Stójmy, wydawało mi się, ze ktoś woła. Po litewsku.
- A jak się woła po litewsku?
- Tak jak po polsku.
- Zdawało ci się, to były skrzypiące żurawie. Stanica jakaś albo hutor niedaleko...
- Chreptiów, ostatni punkt kontrolowany przez nasze wojska dowodzone przez płk    Wołodyjowskiego, a za nim śluza w Leśniewie Górnym.
Ta cisza nie wróży nic dobrego, musimy przemknąć się jak wąż, co śliską piersią dotyka się Zioła – rzekł niewyraźnie Jerry.
- Kucharz, co ty tam jarasz? Śmierdzi na kilometr.
- Ale wyostrza wzrok, jak u sokoła i słuch, że słyszę jak się motyl kołysa na trawie.
- Trawa, trawa. Jarasz to gówno i mózg ci się zlasował.
   Szef oddał ster kucharzowi i przysiadł się do mnie.
- Dobrze, że jesteśmy w alternatywnej rzeczywistości, to i Niemcy zdążyli śluzę wybudować i uruchomić. Ale nocami Mazurzy starają się ją popsuć.
- Taa, a nasi naprawiają  i tak w kółko. Ważne, żeby w sztabie mogli wydać komunikat, że szlak wodny do Królewca znajduje się pod naszą kontrolą.
-No nie wiem, tu my, tam Mazurzy, a dalej Kurz i jego armia. Co za pieprzony przekładaniec.
- Co o tym myślisz szefie?
- Ja nie myślę.
Moje rozkazy mówią, że nie powinienem wiedzieć dokąd zabieram tę łódź,
ale wystarczy jedno spojrzenie na pana i wiem, że będzie gorąco, gdziekolwiek to jest.
- Płyniemy w górę kanału, jakieś 75 km za śluzę Guja.
- To Rosja, kapitanie.
- To poufna informacja. Nie powinniśmy być w Rosji, ale tam właśnie zmierzam.
Podrzućcie mnie jak najbliżej celu, a odpuszczę twojej załodze.
- W porządku, kapitanie.- jedźmy, nikt nie woła.
8.
   Rozświetlona mocnymi reflektorami pojawiła się przed naszym dziobem śluza Leśniewo.
Mazurzy ostrzeliwali ją bezustannie ze swoich pozycji. Na spawaczy naprawiających metalową konstrukcję leciały miotane przez powstańcze katapulty strugi gorącej kaszy perłowej, mazurskiej. Brr okropność, szczególnie dla tych, w których tkwiła trauma z dzieciństwa. Kasza z cynaderkami, wątróbka, szpinak.

   Pamiętam też roznoszący się po całym przedszkolu zapach gotującej się zupy jarzynowej, od którego ściskało coś w żołądku. Raz zjadłem parę łyżek, zupa cofnęła mi się i narzygałem do talerza. Nikt tego nie zauważył. Oczywiście nie chciałem już tego tknąć, ale Nasza Pani posadziła mnie z tym talerzem przy parapecie i powiedziała, że nie pójdę do domu, póki tego nie zjem. Wstydziłem się przyznać, co mi się przytrafiło i siedziałem patrząc przez okno, a z oczu płynęły mi łzy, które powiększały objętość breji w talerzu.

   Otrząsnąłem się z czarnych myśli, dostrzegając ponure piękno oglądanej sceny:
Snopy sypiących się iskier wśród pełzających obłoków siwej mgły. Flary opadając powoli, swym białym upiornym światłem wywoływały ruszające się cienie. Wybuchy granatów z kaszą i figurki spawaczy spadające do czarnej wody, gdzie czekały krwiożercze mazurskie szczupaki. Piekło jak ... z obrazów Boscha , Siemensa, czy też innego Indesita.
Zobaczyliśmy żołnierza dającego nam znaki z brzegu.
-Oczekiwano tu pana wcześniej.
To poczta dla łodzi.-
- Nie wie pan jaki jestem teraz szczęśliwy, sir.
 - Dlaczego?
Mogę się wreszcie stąd wydostać, jeśli odnajdę drogę.
Jest pan w dupie świata, kapitanie!
Zeskoczyłem na brzeg.
- Kapitanie, dokąd pan idzie?
- Muszę kogoś znaleźć. Potrzebuję informacji.
Spotkamy się po drugiej stronie śluzy.
Dotarłem do okopów, w których siedzieli odrętwiali nieruchomi żołnierze. Z kaseciaka leciała ostra gitarowa muzyka Hendrixa. Murzyn  (skąd tu murzyn?) przy cekaemie napierdalał w ciemność.
-Do czego strzelacie, żołnierzu?
-A do czego, kurwa, myślisz? Ops, przepraszam, sir.
Dupki są przy kablu.
Ale myślę, że ich zabiłem.
- Kto tu dowodzi?
- Nie pan?
 Tu nie było pieprzonego dowódcy. Wróciłem na łódź. Nie było tu czego szukać.

2 komentarze:

  1. Romantyzmen powialo jak ze stepow akermanskich. cudnie, tylko moja ulubiona zupa jarzynowa przedstawiona jak z tragedii greckiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem na czym wtedy gotowano zupę jarzynową, myślę, że na ścierce. Dziś jestem z zupą pogodzony, tylko dalej wyciska mi łzy z oczu.

    OdpowiedzUsuń