15.
Zamknęli mnie w drewnianej klatce, z prawdziwej pruskiej
twardej leszczyny i zostawili samego w parne popołudnie, które wkrótce zrobiło
się ulewnym wieczorem.
Pojawił się gadatliwy dziennikarz.
- Dlaczego? Dlaczego taki miły facet jak ty miałby zabić
geniusza?
Dał mi napić się wody.
– I co, lepiej?-
-Wiesz, że pułkownik naprawdę cię lubi? I ma wobec ciebie
jakieś plany.
Nie jesteś ciekaw jakie? Tam się coś dzieje.
Wiesz co, wiem coś, o czym ty nie wiesz.
Wiesz co, wiem coś, o czym ty nie wiesz.
On ma jasny umysł, ale obłąkaną duszę.
O, tak.
Myślę, że umiera.
Nienawidzi tego wszystkiego. Nienawidzi.
Ale...ten człowiek jest... - Brakło mu słów i wykonał okrągły gest dłonią.
-Czyta poezję na głos, kapujesz?
A jego głos...ten głos...
Lubi cię, dlatego jeszcze żyjesz.
O, tak.
Myślę, że umiera.
Nienawidzi tego wszystkiego. Nienawidzi.
Ale...ten człowiek jest... - Brakło mu słów i wykonał okrągły gest dłonią.
-Czyta poezję na głos, kapujesz?
A jego głos...ten głos...
Lubi cię, dlatego jeszcze żyjesz.
Ma już plany co do ciebie.
Nie, nie... Nie mam zamiaru ci pomóc.
Ty mu pomożesz, stary. Ty mu pomożesz.
Co powiedzą, kiedy odejdzie?
Bo jak on umrze, wszystko się rozpieprzy.
Nie, nie... Nie mam zamiaru ci pomóc.
Ty mu pomożesz, stary. Ty mu pomożesz.
Co powiedzą, kiedy odejdzie?
Bo jak on umrze, wszystko się rozpieprzy.
Co o nim wtedy powiedzą?
Że był miłym człowiekiem, że był mądrym człowiekiem?
Że miał plany, że miał mądrość?
Gówno prawda, stary!
Czy ja mam być tym, który ma przekazać im prawdę?
Spójrz na mnie... Błąd.
Ty to zrobisz. Ty!
Że był miłym człowiekiem, że był mądrym człowiekiem?
Że miał plany, że miał mądrość?
Gówno prawda, stary!
Czy ja mam być tym, który ma przekazać im prawdę?
Spójrz na mnie... Błąd.
Ty to zrobisz. Ty!
16.
W nocy przyszedł do
mnie Kurz. Wyglądał jak wielki pogański bóg, którym zresztą był.
Błyskawice darły niebo, a on przypatrywał mi się bez słowa. W
końcu położył mi na kolanach odciętą głowę Kucharza.
- O Boże ! – Kucharz -
On chciał tylko gotować. Zginął przeze mnie.
Sine usta poruszyły się w jakimś dziwnym spazmie, jakby
chciały szepnąć: „Zupa gotowa”. Płakałem z
żalu i bezsilności, a chmury rzygały deszczem. Było mi niedobrze.
Zostałem sam. Kurz
chciał mi pokazać, że nie mogę na nikogo liczyć, że jestem absolutnie zdany na
jego łaskę.
Dostałem wysokiej gorączki. Leżałem
majacząc, niewiele pamiętam. Przenieśli mnie do bunkra, gdzie mieszkał
Kurz. Zdawało mi się, że odprawiał nade mną modły pogański kapłan, prosząc
Peruna o pomoc. Porządnie mnie okadził oczyszczającym dymem i włożył pod materac solidny święty topór. Nie było
wygodnie na nim leżeć, ale, o dziwo, choroba opuściła moje ciało.
Zbliżała się noc przesilenia letniego, noc Kupały, tutaj
zwana Palinocką.
Było gorąco, a ja słaby. Słuchałem z mojego posłania, jak
pułkownik czyta na głos wiersze mazurskiego poety Tomasza Ludwika Jeziorkowskiego,
który wyemigrował do Ameryki i pisał pod pseudonimem Thomas LJ (Eliot) :
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.
(...)
Życie jest
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz