sobota, 19 lipca 2014

Brać, Chorwacja 2012. cz.9 i ostatnia

1.09.SOBOTA
Obudziłem się z przeświadczeniem, że o czymś powinienem pamiętać.

- rocznica wybuchu wojny? NO TAK, ALE TO NIE TO.
- trzeba spakować raniec i iść do szkoły? NIE, ale już blisko
- koniec wakacji? TAK, NIESTETY.
Dzisiaj wyjeżdżamy do domu, "nic nie może przecież wiecznie trwać" jak w starej piosence.
   A dopiero co szliśmy z bratem, trzymając ojca za rękę na strzelnicę w niedzielę po kościele.
Kiedy minęło to wszystko? Dziś tylko siwe włosy i łysina, dobrze, że trochę opalona przez ostatni tydzień.
   Wlokę się po chleb do sklepu, idę brzegiem morza nadkładając drogi. Pogoda jakby oddawała mój stan ducha
- niebo zamglone, góry melancholijnie rysują się na horyzoncie, a mewy wprost łkają z rozpaczy.
To już nie mój problem, myślę, obserwując objawy psującej się pogody.
   Pakowanie nie trwało długo, kłopotliwe było tylko schowanie dużej muszli,
muszla.JPG
Śmierdzi do dziś i wietrzy się na parapecie.
którą wczoraj wyłowiłem, bo jej zawartość mocno cuchnęła. Trzy torby foliowe i moje trofeum spocżęło obok zawiniętej w ręcznik travaricy i oliwy.
Będzie w domu radość i miła atmosfera, gdy się to odpakuje.
   Czekaliśmy na prom w bistro VRILO popijając Karlovaćko i gapiąc się na morze.
-A może popłyniemy następnym?- Dobrze
-A może następnym? - Dobrze
Wytrzymaliśmy do 13.30.
komiks.jpg
Gadamy sobie o tym...
coty.jpg
...i o owym.
prom.jpg
Prom nasz odpływa.
sup1.jpg
Żegnaj Supetar,, wracamy za rok (?)
split.JPG
Lubię ten widok
statek.JPG
Ech, popłynęłoby się gdzieś.

W Splicie rozłożyliśmy się na ławce w alei palmowej. Słońca coraz mniej, ale duszno i gorąco.
Chodzimy na zmianę po mieście i porcie, tu zdjęcie, tam jakaś zapiekanka lub lody i woda, dużo wody.
Powiększ (rzeczywiste wymiary: 600 x 800)katedra.JPG
A to katedra od zakrystii
plast2.JPG
Ozdoby z plastiku
plast1.JPG
robione na wtryskarce.
glowa.JPG
Ni pies, ni wydra
wała.JPG
Gest Kozakiewicza sprzed wieków.

Chmurzy się coraz bardziej, zbliża się pora odjazdu
chmury.JPG
Coś wisi w powietrzu.
i w momencie, gdy mówię : "Ciekawe, czy coś z tego bę...." błysnęło, huknęło i lunął deszcz "...dzie" dokończyłem, bo prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, nawet zdania proste.
I wtedy zrozumiałem, po co wieźliśmy do Chorwacji parasol plażowy, dotychczas nie użyty ani razu.
Jego kolorowa czasza o średnicy 160 cm ochroniła nas przed wodą lejącą się z nieba.
parasol.JPG

Burza rozpętała się na całego. Zrobiło się ciemno i jadąc autobusem wzdłuż wybrzeża, obserwowaliśmy wspaniałe błyskawice i lokalne podtopienia.
Mieliśmy szczęście z tą pogodą, zepsuła się dokładnie równo z naszym wyjazdem. Magia.
   To chyba koniec mojej relacji. Podróż autobusem Split - Katowice - Łódź zajęła nam tylko 26 godzin, co się boleśnie odcisnęło na mym kręgosłupie. Ale teraz ( 14.09) jestem już po dwóch wizytach
 u masażysty i znów mogę brykać, jak źrebak w maju.

1 komentarz: