Zmyliłem pogoń
psów gończych
Myślałem wszystko
się skończy
Zatarłem tropy
starannie
Zostawcie w końcu
mnie drannie!
Kluczyłem długo
korytem Odry
Dla kilku rybek
byłem niedobry.
Płynąc krytą żabką
żabi skrzek łykałem
Trzcinową rurką
powietrze łapałem.
Przebrany za wierzbę
Dotarłem na miejsce.
I wierzcie, czy nie, moje drogie dzieci,
Że na ramieniu moim się wsparła
Wstrzymując piwa wędrówkę do gardła,
Ręka diabelska, ręka nieżywa
„Kładę areszt na Waszeci.
Ta karczma CZMYCH się nazywa”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz