piątek, 20 czerwca 2014

Opowieść wigilijna, 2004.

   Od początku chodzenia mojego syna do podstawówki, byłem dyżurnym Mikołajem na klasowych wigiliach.
Tak było aż do piątej klasy, kiedy młodzież uznała, że jest już za dorosła na podobne dziecinady.



gazetka-str1-4.jpg
Sprawozdanie z zabawy w II klasie

  Ale w czwartej klasie jeszcze byłem Mikołajem pełną gębą (a gębę mam odpowiednią).
Do brzucha przywiązałem poduszkę. Siwa peruka, wąsy, broda i czerwony kubrak dopełniały mój strój. Pastorał powstał na bazie bambusowej laski mojego dziadka i kija od mopa okręconego aluminiową folią. Prezenty zapakowane do płóciennego worka - no Mikołaj, że mucha nie siada.
   Scenariusz wieczoru wigilijnego w naszej klasie był taki, że dzieci przygotowały dla rodziców przedstawienie, a na koniec wołały:
"Przyjdź święty Mikołaju!"
Czekałem więc na korytarzu na swoje wielkie wejście. Spacerowałem dostojnie, nasłuchując umówionego sygnału.
   Tymczasem, z innej klasy na końcu korytarza, wyjrzały dzieci - na oko, pierwszaki.
"Mikołaj, Mikołaj chodzi po korytarzu", rozniosła się wiadomość.
Na korytarz wysypała się ich cała gromada i powoli, nieśmiało, zaczęły się do mnie zbliżać.
Udaję, że ich nie zauważam, chodzę miarowym krokiem, podpierając się pastorałem.
Maluchy podchodzą coraz bliżej, co śmielsze zaczynają mnie zaczepiać - "Mikołaju, co tu robisz?"
Milczę i chodzę dalej.
Dzieci ośmieliły się i straciły czujność.   
Wtedy zaszarżowałem prosto na nie, jak rozjuszony odyniec, rycząc przeraźliwie:
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !
i wymachując groźnie pastorałem. 
Dzieci wpadły w popłoch. Z krzykiem i piskiem uciekły do swojej klasy.
DOBRA ROBOTA - pomyślałem w duchu - NIECH WIEDZĄ BACHORY, ŻE Z MIKOŁAJEM ŻARTÓW NIE MA.
   "Przyjdź święty Mikołaju" usłyszałem wołanie z klasy syna.
Uśmiechnąłem się złowieszczo : CZY NA PEWNO TEGO CHCECIE?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz