poniedziałek, 9 czerwca 2014

Karkonosze, Grudzień 1977, cz.5 i ostatnia.

25.12. Boże Narodzenie
Od rana siedzimy w schronisku chodząc z kąta w kąt i obrzucając się świeżym mięsem.
Z braku świeżego mięsa obrzucamy się mielonką. W puszce.
Z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych, nie wyszliśmy na szlak.
Zadymka, huraganowy wiatr i zero widoczności.
Z wielkim zadowoleniem, nieledwie entuzjazmem, powitaliśmy propozycję jednego z szefów studenckiego obozu, który zaprosił nas na obiad.
Z tym ALMATUREM nie mamy najgorzej. Teraz właśnie zaproponowali, byśmy przyszli
na grzańca.
Z początku było trochę sztywno, ale powoli się rozkręciło. Studenci rozpoczęli chóralne śpiewy. Były kolędy przeplatane piosenkami w stylu:
„Oj wpadła mi do sedesu
Odznaka ZeteMeSu”
A my, siedzieliśmy w dobrych humorach, po dobrze zjedzonym obiedzie.
Leniwie gwarzyliśmy o naszych wczorajszych przeżyciach.
 Czuję, że słynne się stanie powiedzenie: „Jak szedłem z Przesieki…”
lub
„O Boże, jak on pie…li!” – to o naszym  koledze.

Maniek , po swoich przeżyciach z niewygodnym plecakiem, obiecuje napisać książkę pt
„Mój przyjaciel plecak” lub jak kto woli „ Ten, syn kobiety lekkich obyczajów, plecak”.
Mietek napisze dzieło inspirowane twórczością Józefa Barbaga (to taki geograf)  pt „Kulis jak ja”.
Wszystko to może dojść do skutku, jeśli przeżyjemy ten tragiczny stan pogodowy.
Jutro czeka nas wielki wyczyn, bo pójdziemy na Śnieżkę, a potem do Kowar, no i do Łodzi, niestety, bo forsa się kończy. Każdemu zostało w kieszeni po ok.20 zł.

To na dzisiaj dosyć.
26.12.Św. Szczepana. Notowane na Śnieżce:
Humory są bardzo dobre. Być może dlatego, że w schronisku pod Śnieżką, po długiej wyczerpującej wędrówce po śnieżnej Saharze,

 walnęliśmy po kuflu ciepłego piwa z sokiem.
   Boże, jak ja kocham język niemiecki! Szczególnie, gdy nasi zachodni sąsiedzi rozmawiają
I śmieją się pełnym głosem. Mamy koniec grudnia, a mnie przypomina się Wrzesień.
Siedzimy w schronisku na Śnieżce, zasypani śniegiem do wysokości pierwszego piętra.
Podobno z Jeleniej Góry wyruszyła specjalna jednostka, by nas odkopać.
Powinni tu być za dzień, góra dwa.
   Właśnie przypomniałem sobie, że dziś Św. Szczepana. W tym dniu okrutny Herod wymordował w bestialski sposób niemowlęta, czyli tzw niewiniątka.
Aby tradycja nie zaginęła w narodzie, urządziliśmy małą rzeź, zwłaszcza Niemców, a potem szybko oddaliliśmy się z miejsca tego niewinnego zdarzenia.



Cudowne schroniska, wspaniałe widoki, że aż nie da się ich opisać. I nie opisuję.
To trzeba zobaczyć.

Wcale nie żałuję, że zboczyliśmy z trasy i choć jest godzina 15, to wcale nam się nie spieszy do domów. Ogarnęło nas rozleniwienie, a tu trzeba …do Mas, do roboty, do Partii…jednym słowem do Karpacza.
Wszystkich nas denerwują obleśni pięćdziesięcioletni faceci, szpanujący świetnym sprzętem i ubiorem.
Nie wiem, o co poszło, ale Mieciu chciał jednemu „cyknąć”, lecz przytrzymaliśmy mu ręce i skończyło się na bluzgach.
Maniek i Krawiec nerwowo palą, co jakiś, bardzo krótki czas. Zastanawiam się, czy robią już coopę węglem kamiennym, czy też jeszcze sadzą.
Wpadliśmy  na moment do Domku Myśliwskiego po stempel. Z braku miejsca stempel został komisyjnie odbity na czole Krawca, który nie będzie go mył, najmniej przez tydzień, póki nie wrócimy do Łodzi.

Szliśmy marząc o łyżce ciepłej strawy. W plecaku tylko pół chleba i dwie konserwy. Trzecia konserwa została zakopana pod Słonecznikiem, jako skrytka żywnościowa na przyszłość.
   Trzeba myśleć perspektywicznie. Jeśli kiedyś będziemy  mieli ochotę na coś dobrego, to nie ma sprawy. Wystarczy wsiąść w pociąg do Jeleniej Góry i już po kilkunastu godzinach można poczuć na podniebieniu cudowny smak mielonki, wykopanej ze skrytki.
Na razie czujemy jeszcze leżący na żołądku  paprykarz, który notabene, zjedliśmy cztery dni temu
na skałkach obok „Wojtusia”.  Nawet teraz byśmy zjedli ten cudowny specjał.
Dużo piszę o jedzeniu, jakby nam to zapełniło żołądki.
Zeszliśmy w końcu do Bierutowic, potem do Karpacza, skąd pomknęliśmy  autobusem Jelcz do Jeleeeeeniej.
   Na dworcu Mieciu wszczął karczemną burdę, próbując się włamać do zamkniętego na czas sprzątania bufetu. Uprzejma pisuardessa wychyliła się z okienka i zakończyła sprawę, mówiąc, cytuję: „Wynocha”.
I wreszcie siedzimy w przedziale pociągu osobowego klasy II, zdążającego nieubłaganie do Warszawy Wschodniej lub Lublina. W sumie nieważne, i tak przesiadamy się w Koluszkach.

DRAMAT pt: „ BOLO i KRASNOLUDKI”
Akt 1. Scena 1.
Przedział pociągu osobowego II klasy.
Osoby:
Dwie panie z Warszawy (przy czym jedna z nich bardzo lubi chłopców i dziewczynki),
Piękna nieznajoma i druga nieznajoma, lecz już nie tak piękna.
Miejsce centralne zajmuje Bolek J-23

Bolek: Ładną mamy zimę tej jesieni
I pani z W-wy: Jest pan bardzo miłym i skromnym młodym człowiekiem.
B: A wie pani, u nas w Zoo to są pawiany, które mają wytarte du…ręce, jak nie przymierzając obleśni….(cenzura współczesnej poprawności politycznej), chociaż nie jestem rasistą.
Piękna nieznajoma: ?????????????????????????????
B: Jeśli pani chce zobaczyć pawiana, to niech pani spojrzy na mojego kolegę, który ma piękne nogi.
I p. z W.: Ze mnie, to wy się możecie śmiać. Ja to już swoje przeżyłam.
B: Niech pani nie opowiada głodnych kawałków. Ja dałbym pani tylko dwadzieścia dwa lata... (na stronie) do setki.
I p. z W.: Zawsze lubiłam i lubię młodych chłopców.
B: A dziewczynki?
I p. z W.: Także lubię.
B: A co pani sądzi o konflikcie egipsko-izraelskim?
I p. z W.: Ja tam panie stara kobieta, na polityce się nie znam.
B: A wie pani, ja to w dzieciństwie chciałem zostać księdzem…albo harcerzem.
I p. z W: Coś podobnego!
B: No widzi pani, jakie to życie okrutne. Na przykład mój kolega Mietek, którego cenię
za prostotę…
Mietek: Won z łapami!
B: No widzi pani, jaki on prosty i szczery. Mógł mi powiedzieć „Bo ci dam w ryj”…
A w ogóle, to gdybym był bardziej śmiały, zdjąłbym podkoszulkę.

Na razie kończę, bo muszę iść zapalić.(Krawiec)

Mietek przez chwilę mamrotał coś pod nosem, przypomniało mu się i w końcu dał upust swoim uczuciom mówiąc:
„Wiecie zakochałem się w Ance O.”
KONIEC

3 komentarze:

  1. Potrzeba 5 lat by nauczyć się mówić. I 50 by milczeć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bóg mi świadkiem,.zachowywałem powściągliwe milczenie przez 37 lat. Ale podczas ostatniego spotkania ktoś nudził:
    opublikuj zeszyt, opublikuj...

    OdpowiedzUsuń