czwartek, 10 marca 2016

MANUFAKTURA



Słońce w niebieskim lśni krysztale,              W oknach blaszaka, jak w krysztale,
Światłością stały się granity,                         Odbić unoszą się granity,
Ciemnosmreczyński las spowity                   Manufaktury plac spowity
W bladobłękitne, wiewne fale.                     W niepoliczone tłumu fale.

Szumna siklawa mknie po skale,                  Tutaj robiło się perkale,
Pas rozwijając srebrnolity,                           Krosna pas tkały srebrnolity,
A przez mgły idą, przez błękity,                   Druku spływały nań błękity.
Jakby wzdychania, jakby żale.                     Było – minęło. Próżne żale.

W skrytych załomach, w cichym schronie,    W zaułku Menel ściska skronie,
Między graniami w słońcu płonie,                 Obraz mu jakiś w głowie płonie,
Zatopion w szum, krzak dzikiej róży...          Ciekawe, co ta wizja wróży…

Do ścian się tuli, jakby we śnie,                     A w niej na  jawie, czy też we śnie,
A obok limbę toczą pleśnie,                           Aktora umysł toczą pleśnie,
Limbę, zwaloną tchnieniem burzy.                 Lindy, co łodzian godność burzy.
(J.Kasprowicz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz