sobota, 27 grudnia 2014

SZPITAL CI POMOŻE CZ.2

CHY…YYY. Nie mogę zaczerpnąć tchu. Walczę o malutką porcję powietrza.

CHY…YYY. Jak wtedy, gdy w przedszkolu spadłem z murku płasko na plecy.
CHY…YYY. To ja tak chrypię? Chyba ja, no bo kto?
Tlen? Tlen. Tlen, tak, tlen. Lepiej z każdym płytkim oddechem, cichnie chrypienie,
aż w końcu oddycham równo i głęboko.
Na brzuchu coś przeszkadza, opatrunek jak płaska paczka przyczepiona do boku.
Pić! Dwie krople wody ze strzykawki padają na wyschnięte usta.Ulga.

   Zaczynam chodzić, a właściwie człapać w tempie późnoemeryckim. Zgięty, trzymający się ręką za pocerowany bok. Z boku wystaje rurka, czyli dren.
Mijam na korytarzu innych pacjentów, podobnych do mnie, rekonwalescentów.
W głowie błyska mi scena jak z jakiegoś surrealistycznego filmu:
    Przez chwilę widzę oczami wyobraźni, jak skurczeni chorzy prostują się             i zaczynają bawić się w ganianego, jak mali chłopcy, którymi kiedyś byli.
Głód, przywraca mnie do rzeczywistości i  przypomina , że nie jadłem od trzech dni. Mogę już zjeść kolację. I znowu człap, człap do końca korytarza, który ma 155 płytek długości.

SONET SZPITALNY
Zasypia miasto, gasną sioła.
Cichutko mruczy sztuczna nerka.
Zamiera gra wesoła w berka,
Salowa na kolację woła.

Dotykam usty spoconego czoła*,
Męcząca ta prościutka gierka.
Od diety sterczą mi żeberka.
Bezsilny mocarz, dołem dupa goła.

Patrzę na pół plasterka serka,
Głód, jak przez wiatr targana poła.
I w głowie rodzi się rozterka:
Czy w euforię popaść zgoła,
Że taka czeka mnie wyżerka?
Czy w bezdennego runąć doła?
*Mam niskie czoło.

   Hierarchia szpitalna: pacjent bez worka jest lekko chory, symulant niemal.
Wszyscy patrzą na niego z lekceważeniem.
Najwięcej jest pacjentów jednoworkowych, podłączonych przez cewnik.
Awansuję, po jakimś czasie do dwuworkowców, bo moja nerka ucieszona odblokowaniem, produkuje teraz z nadmiarem, który trzeba odprowadzić przez dren do worka na prawym boku.
Dwa worki skutecznie utrudniają życie. Trzeba nieustannie nimi żonglować, by zjeść, umyć się i nie wyrwać rurek. Na dodatek musimy notować  ilości płynów, które się przyjęło/wypiło, a ile spłynęło do worków.
Nic dziwnego, że facet z trzema workami budzi podziw i powszechny szacunek.
Można rzec, że jest „pułkownikiem” wśród pacjentów.
(sprostowanie: pacjent z trzema workami jest rzeczywiście emerytowanym pułkownikiem)

   W oddziale pooperacyjnym, gdzie leżę, stoi sztuczna nerka, do której przywożą pacjentów na dializy. Machina popiskuje i mruga światełkami. Mruczy pompa przepychająca krew przez przezroczyste rurki.
Zmieniają się tylko ludzie, podłączeni do maszyny.
   Jeden nieprzytomny starzec, co jakiś czas wykrzykiwał głośno GRAŻYNA!, aż podskakiwaliśmy na łóżkach.
A on wiódł niekończącą się rozmowę ze swoją Grażyną, spierał się z nią, kłócił.
Opuściłem nogi siadając na łóżku. Było ciemno, podłoga odległa o kilometry od bosych stóp. Czułem się jak samotna galaktyka zawieszona w nieskończoności obok innych pochrapujących wszechświatów.
Pielęgniarka przy biurku z nocną lampką, czuwa nad wszystkim, jak siła wyższa. Rozdziela lekarstwa, odejmuje ból, zsyła sen.
Szkoda, że nie może, choć na moment stać się Grażyną, by przyłożyć chłodną dłoń do rozpalonego czoła faceta od nerki…

   Z moimi dwoma workami trudno jest spożyć posiłek, dlatego jem w pozie rzymskiej, pochylony nad talerzem, by nie zabrudzić pościeli. Przed obiadem czytałem coś tam  i okulary przesunąłem na czubek głowy.
Nagle, PLUM i okulary lądują w rzadkim krupniku. Wyławiam je w dwóch kawałkach.
Wypadła obluzowana śrubka mocująca zausznik. Kłopotliwa sytuacja.
Dobrze, że zupa cienka, to po zjedzeniu kilku łyżek znalazłem śrubkę.
Z grochówką nie miałbym szans, a tak to, po dokładnym oblizaniu śrubki i umyciu części okularów , złożyłem wszystko do kupy.

   Sposób na zabijanie czasu:
Idę wolnym krokiem, ze szklanką w ręku, do miejsca na korytarzu, gdzie stoi czajnik elektryczny. Włączam go i idę na spacer . 155 płytek tam i drugie tyle, z powrotem.
Woda prawie się gotuje, więc jeszcze jedno kółeczko.
Po powrocie zalewam torebkę rumianku wrzątkiem i znowu w trasę.
Po kolejnym okrążeniu można wziąć już pierwszy łyczek naparu,  przy następnym dwa, a potem zgodnie z ciągiem – 4, 8, 16, 32, 64, 128, 256, 512 itd. Aż szklanka będzie pusta, a pysk rumiany.

   Nowy pacjent jest przygotowywany do zabiegu. Siostra każe mu wziąć ze sobą papier toaletowy i zabiera go w ustronne miejsce. Tam dokonuje na nim egzekucji za pomocą kilku litrów ciepłej wody.
Pacjent wraca do sali nadspodziewanie szybko. Duży błąd, że nie wykazał należnej cierpliwości. Usiadł na łóżku i …stało się.
Skoczył na równe nogi i ryknął: LUDZIE RATUJCIE!
Parsknęliśmy śmiechem, tak głupio to zabrzmiało, po czym porywając w biegu szlafroki, błyskawicznie opuściliśmy zapowietrzoną salę.
Rozśmieszyło  to pielęgniarkę:
„Tak to ledwo łażą, a teraz wyskoczyli jak rącze jelenie”
Współczuliśmy podpiętemu pod sztuczną nerkę facetowi, bo nie miał szansy uciec przed okropnym smrodem. Musiał przeżyć mocny wstrząs, bo jego stan się nazajutrz pogorszył, a przeszczepiona nerka została odrzucona.

Po tygodniu idę na zabieg wstawiania jakiejś rurki, co ma przyspieszyć gojenie. Znowu byłem na 4 piętrze operacyjnym, co wyglądało mniej wiecej następująco:

…Wrota świątyni bólu zobaczyłem
Z obawą i drżeniem próg przekroczyłem.
Ujrzałem istoty w zielonych ubiorach,
Co krzątały się cicho po niskich komorach.
Zbliżyłem się, gnąc w ukłonach bez liku
„Witajcie cne siostry, witaj cny medyku.”
-Gościu, usadź na fotelu swój szanowny przedział-
Powiada jedna, co fiolki szykuje.
-Nogi rozłóż szeroko, a ja ci wyrychtuję
Portki bez kroku, jakich świat nie widział-.
Zerkam na drugą, co szczęka żelazem,
Które przyniosła parujące mrozem
Poczułem na odległość ich straszliwy chłód,
A dusza siną trwogą ścięta jak lód
Została.- Uspokój się człecze- niewiasta powiada
I groźne instrumenta szeregiem rozkłada.
- Ja sen na ciebie spokojny sprowadzę.
I w żyły twe chłodny eliksir wprowadzę,
Co z krwią zmieszany w niepamięć wtrąca,
I myśli w głowie niezgorzej zamąca-.
Wchodzi siwy medyk i wnet woła wina,
By spokojną mieć rękę. Operację wszczyna:
Wprowadza w środek mej nagości
Litościwą driakiew, która wnet zagości
Mrozem w członkach i organach ciała,
Rzekłbyś: niżej pasa Zima zawitała.
Rękę unoszę, lecz ciąży jak zbroja
Bo ołowiana ona, jakoby nie moja.
Opada więc, łapiąc kieszeń siostry w locie,
Jak harpun, co utkwił w tłustym kaszalocie.
Kieszeń szwy ma liche i pruje się z trzaskiem,
Co odbija się echa stutysięcznym wrzaskiem
Od ścian. Ściany białymi kaflami ozdobne
Które salę do rzeźni  czynią je podobne.
Odbijają tłumy dźwięków wszelkich
Od ust wyszeptanych półsłówek kalekich,
Co niewysłowione nie dotrą do ucha.
Bo ucha nie ma, tylko cisza głucha.
I świat rozpływa się w mglistej ciemności,
Która za chwilę na dobre zagości…
……………………………………………………
…A po sekundzie, jak mi się wydaje,
Budzę się ze snu, w jasnej przytomności.
Nie ma sali, co dźwięki z nadmiarem oddaje,
Ni medyka-tetryka,  pomocnic mnogości.
Wszystko wkoło zniknęło, może mara jaka
Przyśniła się na jawie, omamiła zmysły.
O jasna cholera, o żesz madafaka!
Nie zgadzam się więcej na takie pomysły!
Lecz jednak umysł gryzie robak wątpliwości
Bo czemu w mojej zaciśniętej pięści,
Wśród włosów puchu wyszarpniętych z łona
Tkwi skrawek tkaniny, a ona zielona?

Po następnym tygodniu idę na zabieg wyciągania jakiejś rurki, co ma przyspieszyć gojenie. Znowu jestem na 4 piętrze, ale już mi się nie chce niczego opisywać.

HOMO HOSPITALICUS – OBJAWY:
·         Zaczynasz znać z nazwiska wszystkich lekarzy, a z imienia pielęgniarki
·         Grafik dyżurów pielęgniarek nie jest już czarną magią.
·         Otrzaskałeś się z fachową terminologią lekarską i nazwami lekarstw
·         Jesteś czujny jak czekista:
- co mi siostra chce wstrzyknąć?-
- Antybiotyk –
- Jaki?-
- Augmentin –
- Już trzy razy zgłaszałem, że mam uczulenie na augmentin-
- Ja tam nie wiem, tak mam w zleceniu-
- Nie zgadzam się na augmentin-
- To ja się zapytam-
Po chwili wraca.
- No tak, augmentin to dla Kowalskiego. Dla pana mam biotraxon-
·         Zaczynasz grymasić:
„Nie, nie, te pulardy mi się przejadły. Zjadłbym lekką sałatkę Waldorf               z grzankami tostowymi , do tego kieliszek schłodzonego Chablis”
·         Po dźwięku turkoczących kół wózka rozwożącego jedzenie, poznajesz menu najbliższego posiłku.
·         Nie możesz spać w nocy, robisz nocne wyprawy o 3.00 nad ranem do automatu z napojami na parterze. Czekolada na gorąco jest po prostu boska  o tej porze.
·         Za oknem widać korony rosnących drzew. Górne gałęzie i kilka zeschniętych liści tworzą na tle nieba, czarno-biały rysunek. Zaczynasz widzieć na nim: pięć ukrytych twarzy, gołębia, papugę, gołą babę, but nr 46 do góry nogami, gołą babę, pomnik Chopina z Łazienek i gołą babę.

Myślałem, że operacja usuwania kamieni nerkowych, to prosty zabieg. 5-6 dni w szpitalu i do domu. Teoretycznie tak.
Jednak po tygodniu od operacji, nie chciało się coś tam w środku zamknąć.
No to zabieg wstawiania rurki od nerki, przez moczowód, do pęcherza.
Minął tydzień, dziura się nie zamknęła, no to może wyciągniemy w/w rurkę.
Po trzech dniach w końcu można było usunąć z brzucha dren, a wtedy trach! Temperatura skoczyła do 39 st i kolejny tydzień spędziłem na braniu dożylnie silnego antybiotyku, żeby zwalczyć stan zapalny.
Po 24 dniach poczułem się na tyle dobrze, że mogłem wyjść do domu.

Strasznie popsułem szpitalowi statystyki, nie mówiąc o nieuzasadnionej nieobecności w pracy, w gorącym przedświątecznym okresie. 

3 komentarze:

  1. Nie będę Ci życzyła ponownej wizyty szpitalnej (bo to by było fe), ale, przyznaję, że opowieść bardzo dobrze wpłynęła na mój nastrój - ubawiłam się przed snem. Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
  2. jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejjjjjjjjjjjjjjjjjjuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie rozumię pewnych słów: dryjakiew,kaszalocie i madafaka. droga redakcjo, czy któś mógłby odcyfrować te wyrazy.
    Z wyrazami szacunku. Grazyna z Zaryna

    OdpowiedzUsuń