Lament siedzącego na
dworcu podmiotu lirycznego z wadą wymowy.
Dworzec
Penn Station jest w New Yorku, siedzę sam
tutaj już od wtorku.
Na
logopedę CZATuję tutaj, Na CZACIE poznał mnie ten hultaj.
KurCZATow
jego jest familia, herbu Przenicowana Lilia.
Nakłamał
sporo stary blagier. Bliski mi był jak jaki szwagier.
Czy
byle oszust z wiejskich CHAT, loguje się na miejski CHAT?
Naobiecywał,
że w Zapusty, będę jak Dijon Złotousty.
Jak
Demostenes, którego mowy, nauczył w sposób bezstresowy.
Jąkania
nigdy więcej. Dość. Nie pomógł. Pozostawił złość.
Ref.
CZATmanie, CZATmanie, słowa A- ta-ma- a-nie
I na co te CZATY?, należą ci się srogie baty.
Teraz
z KamCZATki wraca doktor, dwudziesty dziewiąty miał być tor to.
Liczę,
lecz nie wiem tor to który. Tor tu, tor tam, toż to tortury.
Kultury
trzeba, żeby czekać, cool, tory mogą
więc zaczekać.
Piosenkę
po rosyjsku mruczu, a jest to CHATanooga Choo Choo.*
ChaCZATuriana
taniec pląsam, lecz szablą już obciąłem wąsa.
Po bębnach
pałeczkami latam, w końcu od czego ma się tam-tam!
Ubrany
w tutu tańczę cza – cza, chociaż to trochę mi uwłacza.
Cenię
doktora jedną radę, by przenieść się do Baden-Baden.
Ref.
CZATmanie, CZATmanie,
ruski sza-a-ta-anie
Za twoje kiepskie rady, Zostawię na dupie ślady.
* Przepraszam chłopcze,
czy to jest CZATtanooga Choo Choo?
Wybacz mi że,
bo trochę ją-ka-am się.
Mów, ale by,
Nie spowodować u mnie
płaczu.
Ze łzami źle,
Lecz czuję
nadmiar moczu czu – czu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz