Czerwiec to pora, by wsiąść na
rower i przejechać z kolegami kilkaset kilometrów. Męski wypad, bez zrzędzenia
żon, pracy i zobowiązań rodzinnych. Wiatr swawolnie igrający
w przerzedzonych nieco czuprynach i ból dupy od twardego siodełka. Słońce i
deszcz. Jasność
i ciemność. I najdłuższy dzień w roku. Było już dwa razy, kolej na trzeci raz.